niedziela, 21 lipca 2024

Szczęśliwy pech - Iwona Banach

Każdy z nas znajdzie wśród znajomych tą jedną (a może i kilka) osób, które kojarzą nam się z chaosem, rozgardiaszem i sytuacjami komicznymi. Ja też mam. Marta średnio sprawdza się w kuchni - a to nie doda proszku do pieczenia do ciasta, a to posoli zupę dwa razy. Za to na promocjach w marketach potrafi zjeść nawet mydło. Mario miał kilka wypadków, ale żaden z prądem choć wykonuje zawód elektryka. I Kate, która potrafi spać w Ameryce Środkowej pod gołym niebem, bo spóźniła się na busa lub zgubiła kartę bankomatową. Ale nawet oni razem wzięci nie są tak katastrofalnie zabawni jak (werble) - Reginalda Kozłowska. 

I oto ona, pojawia się letniego dnia w spokojnej wsi Dębogóra. Umęczona podróżą, zasypia na schodach klimatycznego domu, w którym wynajęła pokój. No dobrze, ten wakacyjny wypad zorganizowała jej matka, by spłukana córka mogła zaznać odrobiny... luksusu? Regi postanowiła wykorzystać ten "dar losu", by w ciszy i spokoju dokończyć swą powieść. Dodajmy drugą. Czeka tylko na właściciela domu. I tu już pojawia się pierwszy problem - Rafał Markowski nic nie wynajmował! 

Gry ten duet już się porozumie, co do mieszkania, jedzenia i gotowania, na scenę wchodzi on - Carlo Antonio. Przystojniak z Nowego Yorku, który przykuwa wzrok. Ma jednak jedną niepożądaną cechę - pewność, że świetnie posługuje się językiem polskim. Jego (nie)umiejętności lingwistyczne tworzą masę zabawnych sytuacji. 

Jednak to tam, gdzie pojawia się Reginalda dzieją się dziwne rzeczy. Na poczcie ludzie mdleją na jej widok; Rafał, pies oraz biedny listonosz ledwo uchodzą z życiem gdy serwuje im posiłki; ściany (och nawet można rzecz całe domy) ulegają zniszczeniu, gdy jest w pobliżu. Sama też niestety potrafi wpaść w niezłe bagno. Lub szambo. Ale ciągle naiwnie wierzy, że to nie ona ma takiego pecha.

Ta całkiem obca sobie trójka osób, niezależnie od siebie rusza na poszukiwanie skarbu. Tajemniczego skarbu dziadka, ukrytego gdzieś w domu. Skarbu, w którego istnienie nie wierzy Rafał, a który okazuje się...

Och, nie to już musicie sprawdzić sami!


Przerysowana główna bohaterka rozbawia do łez - jest niczego nieświadomą młodą pisarką, która nie zauważa jaki chaos potrafi wywołać. Nawet, a może przede wszystkim, dobrymi intencjami. Postawiony u jej boku Rafał - spokojny, stateczny typ, jeszcze bardziej uwydatnia komiczność zaistniałych zdarzeń. Wszystkie katastrofy oraz ich nagromadzenie wywołują salwy śmiechu. A sama historia, choć szalenie nieprawdopodobna, wciąga czytelnika.

A sama książka...? Okładka przykuwa wzrok - jasnozielona z żółtą czcionką, którą zapisano tytuł. Pojawia się też szkielet i skrzynia (ze skarbem?). Wyklejka prezentuje podobny styl - jaskrawe kolory i... jeszcze więcej szkieletów. Czcionka przeczytanej przeze mnie powieści jest duża i wyraźna. W tekście przy każdym nowym rozdziale pojawiają się pajęczyny i pająki. Wizualnie książka prezentuje się spójnie i... zachęcająco. Nie ukrywam, że lubię dobrze wydane książki. Dopracowany tekst, okładka zwracająca uwagę, ale nawiązująca do samej treści powieści - to wszystko pokazuje, że w ręce nas, czytelników trafia gotowy, dopieszczony produkt.


Dziękuję Wydawnictwu Dragon za egzemplarz książki do recenzji :)


wtorek, 9 lipca 2024

Piwniczne chłopaki - Jakub Ćwiek

Nie! Nie! I jeszcze raz nie!

Nie tak to miało być!

Kupiłam książkę "Piwniczne chłopaki" Jakuba Ćwieka, bo opis kusił nawiązaniem do filmem "The Goonies". (Nie)stety jestem w takim wieku, że znam ten film. I go lubię. A tu co?

KICHA!

Zamiast dzieciaków szalejących po okolicy, buszujących w zakazanych zakamarkach i trafiających na piracki skarb mam... No właśnie, co? 


Powieść dla młodzieży zaczyna się od opisu przemyśleń i wahań młodego bohatera – czy uciekać z bidula z kumplami czy nie. I to wszystko jest ważne, bo pokazuje jakim chłopcem (tak, chłopcem bo to jeszcze dzieciak) jest Lucek. Decyzje, które podejmuje są ważne – nie tylko dla niego, dzieciaka chcącego poznać świat i przeżyć przygody. Są ważne, bo głęboko dotykają naszego człowieczeństwa, i tak ważnych uniwersalnych wartości jak dobro i zło czy odpowiedzialność za drugiego człowieka. Brzmi poważnie. Ale książka jest napisana w lekkiej, wciągającej formie. Kto miał kiedykolwiek w rękach którąś z powieści Jakuba Ćwieka, wie, że łatwo nie da się jej odłożyć. I to ma miejsce również w przypadku tej publikacji.

Akcja rozkręca się z każdą stroną. Gdy w pożarze ginie Lucek ocierałam łzę, choć przecież wiedziałam, że tak potoczy się akcja. Pojawienie się Gwizda i Śwista wywołało u mnie gęsią skórkę, a przylot jednookiego kruka... wywołał uśmiech a'la Joker i okrzyk „Kruk Odyna”. Choć mój syn, popatrzył na mnie pobłażliwie i stwierdził, że to chodzi o Avengersów i Lokiego, a ja się nie znam. Nie wiem natomiast, co myśleli inni użytkownicy plaży obok mnie. Ważne, że akcja była wciągająca. A wtedy... przeskakujemy w inne miejsce.

I poznajemy nową bohaterkę. Dziesięcioletnia Zoja,  ma fajnych rodziców, starszą siostrę, super pomysłowych przyjaciół, rower zwany Pegazem oraz potwora w piwnicy. Tak, dobrze czytacie. Straszliwą bestię, która żywi się surowym mięsem. Aż czuć dreszcze i obrzydzenie.

Mało akcji? Nic trudnego, trzeba dorzucić coś jeszcze! Pojawiają się nordyccy bogowie, starożytne rytuały, widmowy autobus, niemieckie skarby z drugiej wojny światowej, szkolne łobuzy i kilku dość walecznych umarlaków.

Aha, dodam tylko jeszcze, że książka (o zgrozo!) kończy się w najciekawszym momencie. I teraz nie wiem, czy wyć, że nie wiem jak potoczą się dalsze losy dzieciaków czy cieszyć, bo taki zabieg pisarski zapowiada kolejny tom przygód...?


Książka porusza ważne tematy, jak relacje rodzinne, bycie bohaterem (nie takim w rajtuzach, ale takim dnia codziennego), bycie fair wobec innych i żyć zgodnie ze swoimi poglądami i sercem.

Zdaje sobie sprawę, że to książka dla młodzieży, ale dorosły czytelnik też odnajdzie w niej fajne akcenty – powrót do młodych lat, nawiązania do mitologii i... dobrą powieść przygodową.


Warto też zwrócić na dopracowanie samej publikacji. Powieść nie jest za gruba – niecałe 300 stron nie zmęczy młodego czytelnika. Tekst posiada dużą czcionkę, jest przejrzysty – co też nadaje szybszego tempa czytaniu. Okładka fajnie zaprojektowana – nawiązuje do tekstu; ukazując klimat grozy powieści. Dodatkowym smaczkiem podnoszącym wartość książki są ilustracje Piotra Sokołowskiego – majstersztyk.


Dla mnie, jako dorosłego czytelnika plusem było nie tylko nienachalne przedstawienie wartości moralnych, które powinien reprezentować każdy z nas. Myślę, że to też trafia do młodzieży. Mój dwunastoletni syn, też wyłapał, co jest ważne. Sama akcja powieści jest świetnie poprowadzona, ale niczego innego nie mogłam spodziewać się po autorze – człowiek ma ochotę z prędkością karabinu maszynowego przerzucać strony, by dowiedzieć się co przytrafi się bohaterom książki. Oni sami przedstawieni są poprzez swe myśli, uczucia i... działania, które potwierdzają ich dobre serca.

Powieść wywołała we mnie oburzenie i łzę smutku, gdy umiera Lucek – łudziłam się, że okładka kłamie. Radość, że pojawia się kruk – zapowiedź postaci Odyna i że to połączyłam z mitologią nordycką. Gęsia skórka pojawiała się mimo upalnej plażowej pogody.

I to lubię! Uwielbiam publikacje, które wywołują emocje, zmuszają do myślenia. Nawet jeśli są to książki dla młodzieży. Dodajmy świetnie napisane. Mam wrażenie, że ta wypełni lukę na naszym rynku wydawniczym, w której brak fajnych przygodówek z odrobiną grozy i humoru.

Ale czy powieść była jak "The Goonies"? Nie! Bo tam wszystko kończy się dobrze, lekko cukierkowo. Tu mamy jednak walkę dobra że złem, śmierć i nieidealny świat. Ale jedno i drugie warte jest poznania. 


Aha. Świetnym posunięciem taktycznym świeżego wydawnictwa Pulp Books (choć jego ludzie w branży to stare wygi), była opcja zakupu książki w przedsprzedaży w opcji „płać, ile chcesz”. Każdy potencjalny czytelnik mógł samodzielnie zdecydować o wysokości kwoty jaką zapłaci za publikację. Mocno trzymałam kciuki, żeby przekroczono 100% zwrotu kosztów za publikację książek. I wiecie, co? Czytelnicy nie zawiedli. Wydawnictwo pokazało, że publikują dla nas, czytelników. Akcja pokazała także, że polska branża wydawnicza może dobrze funkcjonować na naszym rynku – wystarczy publikować dobre książki, być uczciwym wobec czytelników i... mieć świetne pomysły marketingowe :)


środa, 3 lipca 2024

Megamonstrum - David Walliams

A to Heca. Mała, chuda sierotka z dużym poczuciem humoru. Zna żarty na każdy temat i o każdej osobie. Uważa, że lepiej w życiu znaleźć coś zabawnego niż się umartwiać i użalać nad swym losem. 

Niestety nie wszyscy podzielają jej zdanie. Szczególnie nauczyciele mają dość żartów. I w wyniku pewnych "zawirowań" dziewczynka zostaje zesłana (jak skazaniec) do AKADEMII BEZLITOSNEJ. Szkoła dla uczniów z problemami znajduje się na wulkanicznej wyspie w odległym zakątku świata. Otoczona jest wodami pełnymi krwiożerczych rekinów, a dostać się tam można tylko z mrocznym przewoźnikiem przypominający Charona. 

Sama szkoła, no cóż tu ukrywać... Nie była najlepsza placówką edukacyjną. Podczas lekcji nauczyciele gnębili uczniów, stołówkowe obiady wywołują mdłości. A dzieci... Co jedno to gorsze - niemiłe, złośliwe, wredne. Tu każdy dba tylko o siebie. 

Heca widzi jednak coś więcej. Dostrzega w szkole i wśród dzieci dziwne rzeczy, w które zamieszana jest doktorka Doktur. Czy dziewczynka odkryje tajemnice złowrogiej nauczycielki? I czy da radę uciec z okropnej wyspy?


Jak zawsze majstersztykiem w książkach Davida Walliamsa jest zabawa słowem. Pojawiają się nowe słowa, określające coś obrzydliwego, glutowatego i odpychającego. Dodatkowym smaczkiem jest typografia. Tekst z różnymi czcionkami, frontami i krojami pisma nie tylko cieszy oko, ale podkreśla emocje i sytuację w jakich znaleźli się bohaterowie powieści. 

W powieści poruszane są także ważne tematy jak nastawienie do życia, nawiązywanie więzi, odpowiedzialność za siebie i przyjaciół. Autor pokazuje wrednych i złych dorosłych (bo przecież świat nie składa się tylko z idealnych ludzi) i dzieci, które muszą radzić sobie same. I to jest bardzo ważne, dla mnie jako mamy - że dzieci wykazują chęć działania, są pomysłowe, zaangażowane, dbające o innych. Potrafią się sprzeciwić dorosłym, jeśli widzą że ich działania są niewłaściwe. I takich "niegrzecznych" dzieci życzę nam wszystkim jak najwięcej :) 

Na foto mamy palec z babolem... Bleee. Żartuję, to tylko kawałek rodzynki, który chciał być czymś więcej ;)