Polska, początek lat dziewięćdziesiątych. Telewizja Polonia 1 emitowała pierwszą (lub jedną z pierwszych) w naszym kraju anime. Wracałam ze szkoły i razem z młodszym bratem oraz tatą oglądaliśmy z zapartym tchem "Kapitana Tsubasę". Podziwialiśmy jego zapał i determinację. Trzymaliśmy kciuki za każdy rozgrywany mecz. Krzyczeliśmy przed telewizorem, komentowaliśmy zagrania, podpowiadaliśmy komu powinien podać piłkę.
Czy jestem fanem piłki nożnej? Nie bardzo. Czy umiem grać? Cóż, jest takie powiedzenie, że gruby na bramkę... Gdy ja grałam (powinno być "grałam") z chłopakami, to na bramce lądowała ta chuda. Ta najsłabsza, czyli ja. Ale wiecie co...? Granie w piłkę, próby podań, czy triki piłkarskie wzorowaliśmy na "Kapitanie Tsubasie". Ten serial nas nakręcał, dawał radość, motywował do działania.
W książce Takahashi opisał swoje marzenie - zostanie mangakę. Pokazał jaką drogę przeszedł - od zainteresowania komiksami, po tworzenie swoich pierwszych rysunków i krótkich historii, które pokazywał kolegom, aż po pierwsze próby wygrania w konkursach organizowanych przez magazyn publikujący mangę w odcinkach oraz pracę w nim i stworzenie swojego wielkiego dzieła. Działa, które pomimo upływu tylu lat (japońska publikacja przypada na rok 1980!) nadal cieszy kolejne pokolenia młodych (i tych starszych) odbiorców mang i fanów piłki nożnej.
Yoichi Takahashi nie opowiada o swoim wielkim sukcesie, nie chwali się swoją mangą. Pokazuje nam jaką drogę przeszedł, by urzeczywistnić swój cel - zostanie magnaką. Bo jak sam powtarza "cele, nie marzenia". Bo ważne jest to, by nie pasywnie czekać na to co przyniesie los, lecz zabrać się do pracy. Szlifować warsztat dzień za dniem. To żmudna praca, ale to ona przybliża nas do wyznaczonego celu.
Dwie rzeczy mnie zaskoczyły. Pierwsza to, jak pracuje się przy tworzeniu mang. Wiadomo jest pomysłodawca, realizator pierwszych kresek. Ale zanim trafi ona do publikacji pomaga przy niej cały zespół - asystencie są odpowiedzialni na wypełnienie tła, a główny rysownik za linie postaci, czy wykończenia znaczących elementów. To całkiem inny system pracy niż przedstawił w swojej publikacji "Samotność komiksiarza" Adrian Tomine. Drugą rzeczą, którą mnie zaskoczyła, a nad którą w ogóle się nie zastanawiałam - to fakt, że w ówczesnej Japonii piłka nożna nie była popularna. A stworzenie mangi o takiej tematyce musiało być dużym wyzwaniem dla twórcy, ale także dla odbiorców. Dzieciaki czytające komiksy poszukują raczej tego co znają, łatwiej się utożsamiać z bohaterami. A tu wielki szok - mało znana dyscyplina sportu, bohater, która nie jest najlepszy, a dopiero się uczy, rozwija w tym co kocha. Myślę, że to przekonało do serii tyle osób. nie tylko w Japonii, ale na całym świecie - zwykły dzieciak, cel jaki sobie stawia i proste zasady gry (pamiętam, że wszystko było tłumaczone).
Myślę, że dlatego wszyscy kochaliśmy wtedy ten serial - pokazywał jak ważna jest praca, podnoszenie swoich umiejętności i współpraca nawet z tymi, których nie lubisz. Dzień za dniem, by stawać się coraz lepszym w tym co robisz i co kochasz. Uniwersalne prawdy życiowe, podane w łatwy i przystępny sposób. Autor pokazał nam we swej autobiografii, że to czym nas zachwycał w swojej mandze, jest jego prawdą życiową. Tak żyje i pracuje.
Sama publikacja jest bardzo prosta - okładka w bieli i czerni z przyciągającym wzrok kolorowym tytułem. Rozdziały są ustawione chronologiczne według lat i dokonań autora. Oznaczone są poszczególnym postaciami z mangi. Biografia zawiera też całostronicowe postacie bohaterów serii. Narracja autora jest bardzo oszczędna, techniczna, sucha. Całość jest trochę infantylna, ale chyba miała trafiać do młodych odbiorców odkrywających świat mang i footballu. I do starych fanów - jako sentymentalna podróż do beztroskich lat dzieciństwa.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl