czwartek, 16 czerwca 2022

Zaklinacz tygrysów - Roch Urbaniak

Najdalsza Zatoka to miasto na krańcach świata. Ulice wiły się pomiędzy domami, które pięły się ku niebu. To tu horyzont spotykał się z niebem, a chmury i gwiazdy były częstymi gośćmi w miasteczku. Najdalsza Zatoka była odwiedzana przez wędrownych artystów. Pewnego dnia dotarł tu także Ari. Słynny we wszystkich krainach mistrz fletu, przybył by dać koncert. Cały świat zamilkł. Gwiazdy, które zawsze wskazywały mu drogę, wyszły na spotkanie jego muzyki, gdy nagle... Rozległ się ryk, który zburzył harmonie dźwięku i świata. 

Wielki tygrys przysiadł na wieży ratusza. Był zły... jakby ktoś popsuł mu humor. skakał po dachach, obgryzał kominy, wyjadał ciasteczka z mieszkań. Warczał. Sapał. Węszył... Za czymś... Za kimś... Szedł po Ariego! 

Flecista stał jak skamieniały. Nie wiedział jak zareagować... W końcu zrobił, to co podpowiadało mu serce - chwycił za flet i zaczął grać. 

Tygrys zaczął się uspokajać i kurczyć, aż w końcu zasnął u stóp Ariego. 

Mieszkańcy miasta zastanawiali się co począć z tygrysem. A samo zwierzę było smutne i skołowane. Nie widziało skąd się tu wzięło, ani nie pamiętało poprzedniej nocy. Ari zaczął rozmawiać z tygrysem. Czuł współczucie wobec wielkiego kota i postanowił pomóc mu odnaleźć dom. I odkryć zapomnianą przeszłość. 

Tak oto rozpoczyna się podróż dwojga wędrowców. 



"Zaklinacz tygrysów" Rocha Urbaniaka to dwa dzieła w jednym. Mamy tu opowieść o zaufaniu, które pojawia się pomiędzy Arim a tygrysem. Razem próbują odkryć przeszłość dużego kota, a przy okazji budują więź. "Papiernik" - poprzednie dzieło autora, jest zbiorem krótkich opowiadań, ta publikacja natomiast  jest dłuższym opowiadaniem. W moim odczucia, autor rozwija się w strefie tworzenia historii, snucia opowieści. "Zaklinacz tygrysów" jest opowieścią, która nie jest już taka łatwa i prosta. Akcja rozwija się stopniowo, pojawiają się zagadki, zwroty akcji. Publikacja staje się dziełem skierowanym nie tylko do najmłodszych czytelników. Osoby dorosłe też odnajdą w jej czytaniu piękno i mądrość.

Drugim dziełem ukrytym w publikacji jest zbiór obrazów. Każdy z nich jest osobną opowieścią. Za to razem ze słowem tworzą piękną integralną całość, która nawzajem się uzupełnia. Same obrazy są przecudne... Mają głębię - szorstkość murów domu, delikatność i miękkość futra tygrysa czy nieprzeniknioną zieleń lasu. Ilustracje zawarte w książce wciągają nas w świat, który przedstawia nam autor. 

Opowiedziana historia uzupełniona magicznymi obrazami to książka z gatunku fantasy. Coś z pogranicza jawy i snu. Świat, którego nie spotkamy na swej drodze, a jednocześnie taki sam jak nasz. Świat, w którym pełno jest piękna i małych cudów dnia (i nocy) codziennego. Świat, w którym ważna jest refleksja, dobroć i zrozumienie dla każdego człowieka oraz przyrody. Ale to także świat, w którym popełnia się błędy, można być upartym... Ważne by próbować iść w kierunku zmiany, poznania i zrozumienia. 

Książka bardzo oryginalna oraz ważna, gdyż porusza istotne społecznie tematy, pokazuje jak walczyć o swoje prawa a jednocześnie jak otoczyć opieką przyrodę, której jesteśmy częścią. 


Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl 


poniedziałek, 6 czerwca 2022

Człowiek pies - Marta Giziewicz

Konrad Masternowicz wraca z Petersburga, gdzie próbował zadbać o rozwój swojej kariery. Jedzie wprost do dworku doktora Duchownego, by móc spędzić czas z jego córką Weroniką. Tymczasem spotyka tam rodzinę lekarza i...Tadeusza Wysockiego, który smali cholewki do doktorówny. Sekretarz jest skonfundowany. Liczył, że Weronika go oczekuje i może nawet darzy go jakimś uczuciem. Czuje się on jak nieproszony gość.

Doktor wraz z córką, a przy okazji ich gość Konrad, dostają zaproszenie do majątku hrabiostwa Rzeckich. Nasz bohater głowę ma zajętą rozważaniem swojej relacji z Weroniką i o mało co przeoczyłby umizgi pani domu. 

We wrześniu Konrad Masternowicz zostaje zaproszony na urodziny hrabiny Rzeckiej, na które wybiera się ze swoim przyjacielem. Spotyka tam również doktora Duchownego i jego córkę. Dowiaduje się, że Weronika jest już po słowie z Tadeuszem, który także przybywa na przyjęcie. Całą tą dziwną sytuację miedzy sekretarzem a doktorówną przerywa nieszczęśliwy wypadek jaki ma miejsce w rezydencji. Hrabia Rzecki ginie podczas pogoni za włamywaczem. 


Akcja powieści dzieje się końcem sierpnia i we wrześniu 1857 roku, około pół roku po zakończeniu pierwszej zagadki kryminalnej z tomu pierwszego. Widzimy tu rozwój relacji pomiędzy Konradem a Weroniką. Relacji, w której pełno niedomówień, domysłów i braku konkretnych deklaracji. I w tym wszystkim pojawi się hrabina Rzecka - kobieta dojrzała, pewna siebie, która dostaje to czego chce. Jasno mówi o swoich potrzebach i nie ukrywa zainteresowaniu Konradem. 

A nasz bohater... No cóż, znów wciągnął się w rozwiązywanie kryminalnej zagadki - śmierci hrabiego Rzeckiego. W pierwszym momencie nie chce wchodzić w kompetencje swoich warszawskich zwierzchników, jednak gdy Morozow szybko zamyka śledztwo stwierdzając wypadek, sam wkracza do akcji. 

Akcja książki wydaje się bardziej wartka niż w części pierwszej. Mamy więcej wątków, na których można się skupić - samo śledztwo, która pełne jest niejasności, mataczenia i emocji, która zaciemniają obraz sytuacji. Ale także relację pomiędzy poszczególnymi bohaterami historii. Dzięki tym zabiegom postacie wydają się bardziej realne ze swoimi sympatiami, antypatiami i rozważaniem różnych scenariuszy działania. Sam Konrad Masternowicz jest bardziej "Sherlokowaty" - ma jasny i czysty umysł skupiony na śledztwie, gubi się w emocjach i swoich relacjach z Weroniką oraz ma swoje słodkie dziwactwa jak liczenie czasu. 

Dzięki postaciom kobiecym poruszony został temat feminizmu. Hrabina Rzecka wydaje się być dość wyzwoloną kobietą, która potrafi nagiąć zasady dla własnej przyjemności. Natomiast Weronika, która w pierwszej części mocno walczyła o swoją wolność i możliwość rozwoju jako lekarz, w tym tomie rezygnuje ze swoich zawodowych aspiracji. Choć dalej konsekwentnie broni swojej wiedzy i kompetencji jako lekarza. 

Po przeczytaniu pierwszej części "Przypadków Konrada Masternowicza" obawiałam się, że forma prowadzenia historii powtórzy się. Ale jednak nie. W części drugiej nasz bohater nie pisze raportów tylko pamiętnik. I ta forma prowadzenie powieści bardziej mi odpowiada. 


Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za bezpłatny egzemplarz do recenzji. 



piątek, 3 czerwca 2022

Kareta - Marta Giziewicz

Główny bohater Konrad Masternowicz, to Polak pracujący jako sekretarz, kancelarzysta. Przez kilka dni miał zastąpić policmajstra w pracy. Ale także na wielkim balu w stylowym warszawskim hotelu. To wielki zaszczyt dla tak młodego pracownika, nie brylującego wśród szlachty i finansjery. 

Na tak zwanych salonach poznaje między innymi właścicieli nowo otwartego hotelu oraz doktora Duchownego i jego piękną i wyemancypowaną córkę Weronikę. 

Niedługo potem Masternowicz zostaje wezwany do wypadku. Po oględzinach ciała kobiety, stwierdza morderstwo. Niestety jego pracodawca przedłuża urlop, lekarz wspomagający pracę śledczych też robi sobie wolne... Konrad zostaje niejako zmuszony do prowadzenia śledztwa, w które dodatkowo wciąga nowopoznanego doktora Duchownego i jego córkę. 


Publikacja i historia w niej przedstawiona wydała mi się fajnym pomysł na zagadkę kryminalną osadzoną w dziewiętnastowiecznej Warszawie. Fanom historii nie trzeba przedstawiać tego okresu w zawiłych losach naszego kraju, a tym którzy są na bakier z naukami humanistycznymi przypomnę, że nasz kraj znajdował się pod zaborami, Warszawa pod jurysdykcją Rosji carskiej. 

Autorka książki jest absolwentką studiów archeologicznych i historycznych, spodziewałam się więc mocnego osadzenia treści oraz śledztwa prowadzonego przez Konrada Masternowicz. Niestety zawiodłam się. Pojawia się pewne wyjaśnienia dotyczące pojawiania się Rosjan na wysokich stanowiskach, zdziwienia, że Konrad jako Polak pracuje w urzędzie przy ważnych dokumentach i... I dalej jakby ten wątek jest traktowany po macoszemu. 

Klimat XIX wiecznej Warszawy, jej elit i rozwarstwienia społecznego jest według mnie lepiej opisany. Niestety Autorka dużo uwagi poświęca nieistotny szczegóły, takim jak suknie, posiłki... Przez co umykają te ciekawe smaczki historyczne, za to czułam się znużona i przytłoczona ilością opisów, według mnie zbędnych.

Samo śledztwo i sposób jego prowadzenia przez mocno stąpającego po ziemi oraz bacznego obserwatora Konrada, zapowiadało się bardzo ciekawie. Pierwsza zagadka kryminalna, ktorą rozwiązał na przyjęciu była mistrzowsko rozegrana. Dbałość o szczegóły, logiczne poprowadzenie wątku... Sherlock nie powstydziłby się takiego szybkiego, wręcz brawurowego rozwiązania zniknięcia pamiątkowej bransoletki. Z takim samym zaparciem i determinacją Masternowicz przystąpił do rozwiązywania zagadki pierwszego morderstwa. Niestety z każdym kolejnym (tak, tak... pojawiły się następne zwłoki kobiet) gubił się on w domysłach. Jego analityczny umysł gubił logiczne wyjaśnienia, skupiał się na nic nie znaczących szczegółach, pomijając przy okazji ewidentne sygnały. 

Całą historię przedstawioną w książce poznajemy przez raporty pisane przez naszego bohatera. Te pierwsze są ciekawe i rzeczowe, w każdym kolejnym pojawia się za dużo opisów. Z raportów śledczych stylizowanych na dziewiętnastowieczne przybierają formę pamiętnika pisanego przez rozdrganego wewnętrznie panicza. 

Podsumowując - świetny pomysł, plus za osadzenie historyczne oraz wątek relacji pomiędzy Konradem a Weroniką. Niestety minusem są dla mnie opasłe opisy  spowalniające fabułę. Zakończenie wywołało we mnie konsternację. 


To pierwszy tom serii kryminalnej z cyklu "Przypadki Konrada Masternowicza". Drugi już w czytaniu. 


Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za bezpłatny egzemplarz do recenzji.