poniedziałek, 6 września 2021

Kiedy powiem sobie dość - Hania L.

Chwyciłam za tą książkę po opisie z okładki. Wydawało mi się, że autorka podzieli się ze mną swoją historią, historią pewnej miłości. Tragicznej miłości, która wpędziła ją w kłopoty.

Nie do końca moje wyobrażenie o treści publikacji pokrywało się z tym, co przeczytałam. Moja głowa "projektowało" inną rzeczywistość. 

Podobnie jak głowa Hani...


Hania to młoda kobieta koło trzydziestki. Dość dobrze zarabiająca singielka, która korzysta z życia, realizuje swoje pasje, spędza czas z przyjaciółmi... Zwykła dziewczyna, jaką każdy z nas mógłby wskazać pośród swoich znajomych. 

W książce nie znajdziemy jednak historii całego życia, opisów dnia codziennego czy spotkań z przyjaciółmi. Hania skupia się na swoich emocjach związanych z relację z pewnym mężczyzną, kimś kto maił duży wpływ na jej życie. Choć się na to nie zapowiadało...

Poznali się przez portal internetowy. Spędzili ze sobą trochę czasu. Trzeba podkreślić, że nie była to randka. Ot, próba poznania nowej osoby. Miło spędzili czas, ale nie zaiskrzyło między nimi. Nie pojawiły się fajerwerki, ani żadne dzwony... Sporadycznie utrzymywali kontakt - a to jakiś sms, a to krótka wymiana myśli, od czasu do czasu jakieś niezobowiązujące spotkanie. Nie ciągnęło ich do siebie, ale dobrze się dogadywali, mieli podobny gust filmowy i poczucie humoru. Zawsze mieli o czym gadać. Powiecie, że byli dobrymi kumplami... Ale z każdą stroną Hania pokazuje nam, że działo się coś jeszcze. A to pojawił się dotyk - przytulenie przy przywitaniu i pożegnaniu - złamanie bariery bliskości. Wszystkie delikatne symptomy pokazujące, że kobieta podoba się mężczyźnie. 

Hania chciała spróbować zacieśnić znajomość, ale mężczyzna zaczął się wycofywać. Widzimy sinusoidę zachowań - gdy jedno chce, to drugie nie jest zainteresowane... Bo Z tym największy jest ambaras, Żeby dwoje chciało naraz. /Tadeusz Boy - Żeleński/ Bohaterka jasno i szczerze pokazuje jak zadziałała jej głowa... Jak sama potrafiła sobie wmówić, że jest kimś ważnym dla tego człowieka. A on dla niej. A wszystkie te małe symptomy jego uczuć urastają dla niej do czegoś wielkiego i ważnego.  

A czy takie były naprawdę? My już wiemy, że nie. Bo mamy wgląd w całą historię. W to jak ktoś (świadomie lub nie) potrafi zmanipulować relację by dostać z niej to co najlepsze - pomoc, czas, zainteresowanie, dobrego słuchacza. A sam... cóż... Janek nie jest i nigdy nie był zainteresowany Hanią jako całościową istotą. Nie pytał o jej pracę, przyjaciół, wolny czas... Nie dzielił z nią rzeczy ważnych ze swego życia. Była kobietą, którą on ustawił na dalekiej orbicie swego życia, a ona próbowała to zmienić, bo uwierzyła, że łączy ich miłość, że są dobraną parą... Że stworzą dobry związek...


Publikacja jest bardzo krótka - te 96 stron można przeczytać w godzinkę. Choć treściowo spodziewałam się czegoś innego - że pojawi się tam konkretna historia miłosna i jakieś zawirowania, kłopoty, które na nią wpłyną; to dostałam ciekawą opowieść o tym... że serce i głowa rządzą się innymi prawami. Autorka pokazała jak przez analizowania małych, nieistotnych rzeczy średniej jakości znajomość urasta do czegoś ważnego. Pokazała też głód... Głód każdej osoby, nie ma co tego ograniczać tylko do kobiet, do poszukiwania kogoś z kim chętnie spędzamy czas, chcemy się dzielić przemyśleniami, do kogo można się przytulić, obejrzeć film i wypić herbatę. Kogoś z kim będziemy dzielić życie.

Tylko czy warto szukać na siłę? 



Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz