czwartek, 26 czerwca 2025

Gwieździste niebo nad nami. Perseidy. - Katarzyna Grabowska

17-letnia Kornelia po rozwodzie rodziców wyjeżdża wraz z matką w Bieszczady. Nie jest to upragniony kierunek podróży, nastolatka wolałaby zostać w rodzinnej Łodzi. To w tym mieście ma przyjaciół i szkołę. W ostatnich latach oddaliła się od matki (i ojca) i to Beata i Filip stali jej się najbliżsi. Nowe miasto, nowa szkoła i całkiem nowi ludzi powodują, że Nelka czuje się zdradzona przez matkę i... uwięziona na zadupiu, na którym trudno nawet o zasięg internetowy.

W szkole czuje się jak intruz, i tak też jest traktowana. Trochę na własne życzenie, gdyż stara się odgrodzić od klasy. Jedyna przychylna jej osoba to Adam - szkolny prymus i wielbiciel gwiazd, którego przypadkowo poznała pierwszej nocy po przyjeździe. Razem z nim oglądała spadające gwiazdy (Perseidy) i nawiązała się między nimi nić porozumienia. W klasie pojawia się także Mati - brat bliźniak Adama. Rozrabiaka, indywidualista, wokalista zespołu rockowego przyciąga spojrzenia dziewczyn. I Nelki, z którą od początku nie potrafi się dogadać. Napięcie między nimi narasta coraz bardziej. Czy to z powodu antypatii czy może jednak rodzącego się uczucia?


To moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Grabowskiej i jestem pozytywnie zaskoczona. Książka opowiada o życiu nastolatki, która poprzez perypetie rozwodowe rodziców traci z nimi bliskość. Sama buduje nowe relacje - z influenserką Beatą i jej znajomym, który staje się chłopakiem Nelki - Filipem. Nastolatka bardzo ceni sobie przyjaciół i nie dostrzega, że jest przez nich wykorzystywana. Jej relacja z matką też jest trudna. Rodzicielka nic z nią nie ustala, traktuje jak dziecko, które trzeba chronić. Sama podejmuje decyzje rzutujące na ich dalsze życie. Chce zapewnić córce spokój, odciągnąć ją od fałszywych przyjaciół i zapewnić jej namiastkę rodziny (wraz z ciocią Gienią).

Autorka w bardzo dobry sposób (bez moralizatorstwa) ukazała relacje pomiędzy nastolatkami oraz młodymi ludźmi i osobami dorosłymi (rodzicami, krewnymi, nauczycielami). Subtelnie i z empatią ukazała emocje targające młodą dziewczyną - frustrację, brak więzi, gniew. Brak stabilizacji w rodzinie powoduje próbę samodzielnego radzenia sobie w życiu, brania za siebie odpowiedzialności i nawiązywania (a po przeprowadzce w Bieszczady odgradzania się) bliskości z osobami w jej wieku. Postacią łagodzącą spory i ukazującą racje drugiej strony jest ciocia Gienia. To ona daje wsparcie obu kobietom, troszczy się o proste, podstawowe rzeczy - jak dobre jedzenia, płaszcz... Małe rzeczy, które budują zaufanie i bliskość. I to nie krzyki matki, ale spokojne pytania cioci Gieni pokazują Kornelii jakie relacje zbudowała z przyjaciółmi. W książce znajdziemy też plejadę uczuć targające nastolatki, między którymi zaczyna iskrzyć, a które ni dopuszczają do siebie tej myśli. Jak ważna jest dla nich lojalność, a zarazem chęć odkrycia drugiej osoby.

Bardzo dobra publikacja na rynku wydawniczym skierowana do młodzieży. Ciekawa fabuła, poruszająca losy wiecznie skomunikowanych internetowo i patrzących w smartfony nastolatków, a która w jasny sposób ukazuje targające nimi emocje - bunt, gniew i potrzebę akceptacji. Kornelia jest uparta, zła na cały świat. Czuje się pokrzywdzona przez los i matkę, buntuje się. takie zachowanie czyni ją autentyczną. Łatwo zidentyfikować się z taką bohaterką, wejść w jej skórę i przeżywać wszystko razem z nią.

Jedynym minusem tej publikacji jest czekanie na tom drugi, w którym część sporów i wątków (mam nadzieję) zostanie odkryta przez Autorkę powieści.


Dziękuję Wydawnictwu Videograf za egzemplarz recenzencki.


piątek, 20 czerwca 2025

Koniec mapy - S.J. Lorenc

Czasami mam ochotę poszaleć i wykupić wycieczkę w jakieś odległe nieznanie miejsce. I w żadnym wypadku nie ciepłe, umieram w temperaturze powyżej 25 °C. Skandynawia zawsze mnie kusiła i nadal kusi. Svalbard należący do Królestwa Norwegii może i nie jest moim największym marzeniem, ale taki krótki rejs chętnie bym odbyła. Jednak po przeczytaniu tej powieści... No, cóż... Zaczynam się wahać, czy byłby to dobry pomysł, gdyż...


Powieść zaczyna się jak radosny krok ku wielkiej przygodzie! Osiem nieznanych sobie wcześniej osób wyrusza na wykupiony rejs w okolice Svalbardu na Oceanie Arktycznym. Na lotnisku pojawiają się już pierwsze potknięcia - zagubienie bagażu czy braki w załodze. Ale o dziwo, wszystko da się naprawić przy odrobinie dobrych chęci i ekipa wyrusza na podbój Arktyki.

Poszczególni pasażerowie "Moskwy" raczej lekko podeszli do przygotowań do wyprawy. Nie jest to przecież luksusowy wypad statkiem rejsowym, a wycieczkowicze nie są przygotowani na kontakt z dziką przyrodą (nie wiedzą jak się zachować przy spotkaniu niedźwiedzi polarnych), słabościami własnych organizmów czy problemami, które zabrali ze sobą na statek. Do tego dochodzi kontakt z obcymi osobami i ich tak odmiennymi charakterami. Autor w bardzo umiejętny sposób pokazał jak potrafią ścierać się różne charaktery i jak w sytuacjach kryzysowych reagują poszczególni ludzie. Nie ma tu stałych schematów zachowań, gdyż każdy z pasażerów jest inny charakterologicznie, mają też różne doświadczenia oraz odmienne sposoby radzenia sobie ze stresem.

Z każdym kolejnym dniem na łodzi, atmosfera gęstnieje. Pojawiają się nowe problemy, współpasażerowie nie akceptują się w pełni...


Lorenc świetnie naszkicował postacie - każdy z nich ma cechę (lub kilka), które mogą drażnić każdego. Nawet nas czytelników. Są aroganccy, kłótliwi, pyszni, zadziorni, przemądrzali... Są prawdziwi. Natomiast Arktyka nie stanowi tylko tła, jest kolejnym bohaterem - milczącym, chłodnym. Ale potrafiącym zaatakować. Atmosfera powieści z każdą stroną gęstnieje - przestają działać telefony, przyroda zaczyna przejmować dowodzenie, a załoga musi nauczyć się współpracy i... zaufania do siebie. Bo w tych warunkach mogą liczyć tylko na siebie.

Dwa wielkie plusy dla Autora - pierwszy za wprowadzenie narracji z kilku perspektyw, dzięki czemu opowieść staje się wielowymiarowa. Możemy poczuć i zobaczyć wszystko, to co każdy z bohaterów opowieści. Daje nam to szerszy obraz, ale nie uspokaja. Raczej budzi większy niepokój. Stopniowo dowiadujemy się o traumach współpasażerów, o tym co siedzi im w głowach, co planują... Jak łatwo potrafią wybrać siebie i swoje wygody, jak trudno im słuchać poleceń, ich własna ambicja i chęć bycia pierwszym, najlepszym doprowadza w końcu do nieszczęśliwego końca.

Drugim plusem jest wplecenie w opowieść historii Svalbardu. Wprowadza nas to w atmosferę miejsca, a mnie jako osobie sprawdzającej wszystko, co można (miejscowości, postacie historyczne, trasy lotów samolotów, koszty wycieczki...) dało małego pstryczka w nos. Miejsca są prawdziwe - Pyramiden istnieje po dziś dzień... A może i zakończenie jest realne?

Aż ciarki chodzą po plecach...



Powieść jest debiutem pióra S.J. Lorenc(a?) i to dobrym debiutem, wartym polecenia i przeczytania. Dziękuję Wydawnictwu Mięta za egzemplarz recenzencki.




czwartek, 19 czerwca 2025

Przeklęty wieżowiec - Alessandra Santelli

Kochasz zagadki? Marzysz by zostać detektywem?

To ta książka jest idealna dla ciebie! To zbiór 35 zagadek kryminalnych, które rozgrywają się w przeklętym wieżowcu na Upper West Side w Nowym Jorku. Każda z zagadek zawiera krótką historyjkę oraz ilustrację. Razem dają nam podpowiedź do rozwiązania  każdej ze zbrodni. 

Sprawdź kto jest złodziejem w delikatesach. Czy spotkanie z żoną może doprowadzić do śmierci? I czy suszarka do prania może zabić?

Baw się. Czytaj. Oglądaj. Analizuj. I rozwiązuj zagadkę!



sobota, 14 czerwca 2025

Rysa - Kamila Bryksy

Latem 2011 roku czwórka młodych ludzi wyrusza na górską wyprawę w Bieszczady. Mimo dobrej organizacji gubią drogę i po zmroku błądzą poza szlakiem. Przez splot dziwnych wydarzeń, do rodzinnego Gdańska wracają tylko we trójkę. 

W Wilnie para młodych ludzi dostrzega w obrazie nadawanym z Lublina zaginioną dziewczynę z Bieszczad. Gdzie była przez ostatnie dziesięć lat? Co spowodowało, że zerwała kontakt z resztą grupy na tak długi czas? Czy jest bezpieczna? Pytań bez odpowiedzi jest coraz więcej.


Pierwsze, co rzuca się w oczy to okładka. Ciemnozielona z jasnymi prześwitami - to czwórka ludzi chodząca z latarkami po lesie. Gdy poruszymy książka, to na okładce ukazują się... latarki. Świetne nawiązanie do treści książki. A i samą książkę dzięki temu chętniej bierze się w łapki.

Powieść czyta się bardzo szybko. Podobnie jak w książce "Cień", Autorka świetnie buduje napięcie. Akcja tej wciągającej historii prowadzona jest dwutorowo - w latach 2011 i 2021. Powoli odkrywamy tajemnice poszczególnych bohaterów. Każdy z nich ma rysę... na przeszłości, charakterze. Pojawienie się zaginionej dziewczyny otwiera stare rany, odnawia przytłumione przez czas konflikty, burzy krew... Stopniowo poznajemy historię z bieszczadzkiej wyprawy. Przeplatana się ona z obecnymi losami bohaterów.

Fabuła powieści jest świetnie utkana z niedomówień, tajemnic i zwrotów akcji. Autorka trzyma czytelnika w ciągłym napięciu, by co rusz zaskoczyć go nowymi odkryciami z przeszłości bohaterów. Świetnie opisane retrospekcje, stopniowo odkrywają coraz mroczniejsze tajemnice. Autorka buduje napięcie bazując na naszym pierwotnym strachu, który ma na celu ochronę przed niebezpieczeństwem i zapewnienie przetrwania. A mimo to, z drżeniem rąk przewracamy strona za stroną, by odkryć zaskakującą prawdę. 

Bohaterowie powieści, choć na pierwszy rzut oka wydają się fajną paczką przyjaciół, z każdą stroną widać między nimi pojawiające się zgrzyty, niedomówienia, próby rządzenia i cichą walkę o bycie liderem grupy. Wyraziście są nakreślone relacje pomiędzy poszczególnymi osobami, pełne napięć i sekretów. Kamila Bryksa na kartach swej powieści ukazuje jak łatwo można manipulować czyimiś emocjami czy zachowaniem, i jak destrukcyjny wpływ to ma na czyjąś psychikę. 


Powieść "Rysa" jest pierwszorzędną historią o zaufaniu, manipulacji i traumie. Staje się też przestrogą, że nie każda bliska nam osoba jest godna pokładanego w niej zaufania, że warto polegać również na sobie i swoich osądach. Oraz pamiętać, że przeszłość jest w stanie nas dogonić. 



Dziękuję Wydawnictwu Mięta za dwa wieczory w strachu, było warto :)

piątek, 13 czerwca 2025

Janek (nie Janka) - Erica Silverman, Holly Hatam

Janka to słodki bobas. Jej siostra Zuza jest zachwycona małą siostrzyczką i już planuje wspólne zabawy. Kiedy Janka zaczyna dorastać zamiast wspólnych pląsów w tiulowych spódnicach woli błocisko, peleryny superbohaterów i robale. Nie chce też nosić sukienek. Dobrze się czuje w kapeluszu i kamizelce taty. Prosi także by zwracać się do niej imieniem Janek. Zuza nie rozumie co stało się z jej siostrą.

Bardzo dobra publikacja skierowana do dzieci i rodziców (ze specjalną notką od autorki), która w przystępny sposób tłumaczy zagadnienie tożsamości płciowej. Pokazuje jak z szacunkiem podchodzić do dzieci i ich potrzeb.
Bardzo ważna publikacja na naszym rynku wydawniczym.

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Kochanek Mafiosa - Dawid Przybysz

Powtarzam, że płodozmian literacki jest ważny. Jako bibliotekarz i raczkujący recenzent powinnam czytać różne gatunki literackie, wspierać młodych twórców, otwierać się na nowości. Tak, ale... Czasami nie wiem jak potem ubrać w słowa moje odczucia po lekturze. Ale do rzeczy...


Adam, główny bohater i osoba prowadząca narrację, to świeży absolwent prawa. Nie wie, co teraz ze sobą zrobić – to nie był jego wymarzony kierunek, aplikacja go nie interesuje, a dodatkowo jego chłopak kończy związek. Pod wpływem chwili przyjmuje propozycje kuzynki i postanawia wylecieć do Meksyku. Będąc na miejscu, już po kilku dniach ściąga apkę randkową i dzięki niej poznaje Diega, chodzący ideał. Nowa relacja szybko się rozwija, gdy Adama przypadkowo odkrywa, że ma do czynienia z członkiem mafii. Co zwycięży – serce czy rozum?


Książka "Kochanek mafiosa" była reklamowana jako romans w LGBT w środowisku mafijnym. Nie mój klimat, ale postanowiłam sprawdzić ten nurt w literaturze i zgłosiłam swą chęć do przeczytania i zrecenzowania powieści Dawida Przybysza (Wydawnictwo Ostre Pióro).

Nie liczyłam tu na bardzo rozbudowane mafijne wątki, jednak w powieści jest tylko kilkukrotnie stwierdzenie, że Diego jest członkiem kartelu (oczywiście jest przystojny, bogaty, ma tatuaż i nosi dobrze skrojone garnitury) oraz pokrótce opisana „impreza” z narkotykami. Meksykański ideał męskiego piękna wychodzi do pracy rano i wraca wieczorem jakby pracował w korpo. Ten wątek jest słabo poprowadzony – brak tu brutalności, szorstkości, broni... Autor wykorzystał tylko oryginalną nazwę jednej z silniejszych organizacji przemytniczych w Meksyku.

Książkę czyta się szybko, ale język powieści jest toporny i mocno wydumany. Cudaczne dialogi pomiędzy Adamem a jego przyjaciółką nie współgrają z wcześniej wykreowanym obrazem delikatnego i zakochanego bohatera. Nie jestem osobą pruderyjną, ale mocno mnie zastanawia, kto tak rozmawia o seksie.

Wątek romansu pomiędzy bohaterami rozwija się w tempie ekspresowym. Już po kilku dniach mężczyźni wyznają sobie miłość. Jasno wpisuje się to w schemat narracji romansu, i z tym nie dyskutuję, wiedziałam na jaki gatunek literacki się decyduję. Jednak Adam bez żadnych rozmów czy wcześniejszych ustaleń z partnerem, wyskakuje jak Filip z konopi i nazywa Diego „mężem”. Rozumiem, że miało to podkreślić jak ważną osobą jest dla głównego bohatera i jak mocne łączy ich uczucie, mnie jednak zniesmaczało. Słowo to było nadużywane, a sam Diego nawet tego nie komentuje. Wyglądało raczej na brak pomysłu jak homoseksualni partnerzy mogą do siebie mówić i czy używają „słodkich” zdrobnień – misiaczku, kochanie...?

Rys charakterologiczny bohaterów też wypada na niekorzyść. Adam, choć to dorosły mężczyzna, zachowuje się nie adekwatnie do wieku – jak świeżo upieczona „gimnazjalistka” już po pierwszym spotkaniu planuje ślub z Diego. Jego rozwój emocjonalny pozostawia też sporo do życzenia – wykazuje spokój z sytuacjach dziwnych, zaskakujących, takich jak chodzenie z bronią po mieście; szkolenie by nie dać się zabić; brat bliźniak, z którym się całował. Natomiast po imprezie mafijnej, na którą nota bene był przygotowany, robi karczemną awanturę. Podobnie jak z zachowaniem tajemnicy o związkach Diego z mafią – Adam, na prośbę partnera usuwa social media, przenosi się do willi, utrzymują swój związek w sekrecie, by nie narazić się członkom kartelu. Jednak przy najbliższej okazji dzieli się informacjami z przyjaciółką oraz kuzynką.

Diego choć jest członkiem meksykańskiej mafii i pasowałby tu obraz silnego mężczyzny, to oprócz wątków erotycznych, w których narzuca tempo i jest osobą bardziej dominującą, raczej wypada słabo. Nie jestem w stanie go konkretnie scharakteryzować. W powieści przedstawiony jest jako przystojny mężczyzna w dobrze skrojonych garniturach. Kilkukrotnie pojawia się informacja, że posiada skrzywionego penisa – tylko nie wiem czy określa to go jako osobę homoseksualną, mafiosa czy dobrego kochanka.

Liczyłam na ciekawe sceny seksu. I troszkę się przeliczyłam. Były poprawne, ale opisane dość technicznie i zajmowały skromną ilość tekstu. Nie wywołały we mnie większych emocji, moje policzki nie spłonęły czerwienią. Rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był brak korzystania z prezerwatyw, przy wcześniejszych krytycznych wypowiedziach Adama o otwartych związkach i możliwości zarażenia się wirusem HIV. Ten wątek wywołał we mnie silny sprzeciw – przedstawiono tu społeczność LGBT jako rozwiązłą i zarażającą się chorobami przenoszonymi drogą płciową. Brakło tu ważnej informacji, że od wielu lat istnieje skuteczne leczenie (są to leki antyretrowirusowe) i życie osób zakażonych nie jest równoznaczne z wyrokiem śmierci. Przyjmując leki blokuje się rozwój HIV. A gdy utrzymuje się on na poziomie niewykrywalnym nie przenosi się go podczas kontaktów seksualnych ani na dziecko w okresie płodowym.



Książka nie jest arcydziełem. Mam do niej dużo zastrzeżeń. Dałam jednak ocenę 5/10 gdyż:

  • książka została ładnie wydana – nienachalna okładka w klimacie mafijnym (ważne, że bez gołej klaty), farbowane brzegi; układ tekstu dobry.

  • ciekawy pomysł na fabułę; plus za umieszczenie wątku LGBT.

  • Autor mnie zaskoczył podwójnym zakończeniem. I choć miałam wybrać jedno, to (przepraszam, ale nie żałuję) zapoznałam się z oboma. Były raczej oczywiste, łatwo można się było domyślić dalszych losów bohaterów. Ale ja jako Czytelnik miałam wybór, a to lubię.

  • publikacja wywołała we mnie burzę emocji (niekoniecznie pozytywnych), zmusiła do refleksji nad obecnymi trendami w literaturze i do dyskusji (biedni ci moi współpracownicy), co tak naprawdę powinny zawierać powieści mafijne i czy warto je łączyć z wątkiem LGBT.

  • książkę podarowałam osobie zainteresowanej wątkiem LGBT i na pewno jej treść wywoła jeszcze sporo emocji.



środa, 4 czerwca 2025

Masło - Asako Yuzuki

Rika Machida, główna bohaterka powieści „Masło” pracuje jako jedyna kobieta w redakcji „Tygodnika Shūmei”. Zostaje w pracy do późna, sama nie gotuje, zadowala się gotowymi daniami, jej związek ogranicza się do coraz rzadszych spotkań z równie zapracowanym partnerem. Młoda kobieta chce wspinać się coraz wyżej po szczeblach kariery zawodowej, by móc zostać reporterką. Swoją szansę upatruje w wywiadzie z Manako Kajii, autorką bloga kulinarnego oskarżoną o zabójstwo trzech mężczyzn. Próby uzyskania widzeń w areszcie śledczym w Tokio oraz możliwości wywiadu z oskarżoną, spełzają na niczym, aż do momentu, gdy Rika wykorzystuje podpowiedź przyjaciółki – pyta osadzoną o przepis na gulasz wołowy.

Spotkania kobiet skupiają się na rozmowach o jedzeniu - jego strukturze, teksturze, zmieniającemu się smakowi i rozkoszy jaką daje spożywanie dobrze przygotowanych (nawet najprostszych) dań. Reporterskie śledztwo Riki dotyczące odkrycia przyczyn zgonów mężczyzn z otoczenia Manako zmienia kierunek. Młoda kobieta daje się wciągnąć w grę prowadzoną przez oskarżoną – próbuje sugerowanych przez nią potraw, odkrywa nowe miejsca na mapie kulinarnej (nie tylko) Tokio. A następnie wraca, by podzielić się swymi odczuciami, odkryciami, doznaniami. Zawodowe zainteresowanie Riki przeradza się w lekką fascynację osobą Kajii, jej podejściem do życia oraz zamiłowaniem do stosowania masła.

Reporterka zmienia się. Nie tylko poprzez śledczą pracę, kontakt z Manako, ale przede wszystkim poprzez próbowania i odkrywania na nowo potraw sugerowanych przez oskarżoną. Riki odnajduje rozkosz w jedzeniu i smakowaniu. Zmienia się jej ciało, ale także i ona. Dostrzega więcej rzeczy w otoczeniu, staje się bardziej wyczulona na siebie i swoje potrzeby. Zaczyna traktować się jako priorytet.



Według mnie dużym błędem, szkodzącym promocji tej książki, jest uznanie jej za kryminał. Autorka wykorzystała prawdziwą historię „Zabójczyni Konkatsu” - morderczyni z zamiłowaniem do gotowania, ale wątek kryminalny, który pojawia się w powieści, jest tylko tłem wydarzeń społeczno-obyczajowych współczesnej Japonii oraz kulinarnych odkryć głównej bohaterki.


Autorka powieści ukazuje nam jak działa japoński świat prasy, jego wewnętrzny świat hierarchii, zdobywania informacji oraz mocnego patriarchatu. To świat, w którym rządzą (i dzielą informacją, zleceniami, a nawet czasem) mężczyźni. To świat, w którym kobieta musi zrezygnować z siebie, by móc osiągać wyznaczone przez siebie zawodowe cele. Nie tylko praca determinuje poddańczą rolę kobiet, ale także rodzina, jej dość tradycyjny model gdzie kobieta (nawet jeśli pracuje) głównie zajmuje się domem, dziećmi i przygotowywaniem posiłków. Choć Japonia jest krajem bardzo rozwiniętym, nadal zachowuje w relacjach rodzinnych bardzo stare podziały ról społecznych. Czego przykładem jest też Manako Kajii, która stara się zaspokoić najprostsze potrzeby mężczyzn – jedzenie, porządek w domu, zainteresowanie ich osobą i dokonaniami. Bo to oni się puszą przed oskarżoną o morderstwa kobietą. A ona... Ona chce być podziwiania. Ale w tej tradycyjnej (okropne słowo) roli kobiety, usługującej mężczyźnie, wykonującej proste czynności, będącej od niego zależnej (także finansowo). Choć przewrotnie to zabrzmi, jest to także moc. Dzięki niej Kajii uzależniła od siebie mężczyzn i to oni, koniec końców, byli zależni od niej, jej ciepła, zrozumienia i... jedzenia.


Ważnym wątkiem poruszonym w powieści jest podejście do ciała i jego akceptacja. Manako z prawidłową wagą (względnie małą nadwagą) traktowana jest jak „monstrualna grubaska”, a wychudzona Riki za obraz kobiety o idealnej figurze. Przypomniała mi się reklama produktów kosmetycznych z logiem gołębia, która promowała na rynku europejskim i amerykańskim hasło, że każda kobieta (w domyśle niezależnie od wagi) jest piękna. Na rynku azjatyckim tak prowadzona akcja promocyjna nie spotkała się z uznaniem. Wyśrubowane standardy dotyczące wagi, były ważniejsze niż indywidualne piękno kobiet. Autorka książki zwraca naszą uwagę, że te narzucone przez mężczyzn ograniczenia względem wyglądu kobiet nadal pokutują. I co gorsza kobiety dają się wtłoczyć w proponowany im schemat – wyglądu, dbania o ciało, diet. Słowem ograniczenia własnej osoby.


Bardzo fajnym zabiegiem było nie tylko ukazanie społecznych zachowań obowiązujących w Kraju Kwitnącej Wiśni, jej tradycji i kuchni, ale także dalekowschodniej mentalności i przeświadczenia, że wystarczy mała zmiana, by my sami oraz świat wokół nas uległ przemianie. Bardzo dobrze to zostało zilustrowane poprzez przemianę głównej bohaterki. Przemianę fizyczną połączoną z akceptacją zmieniającego się ciała czy krokiem do rozwoju i poznania nowej dziedziny (gotowania). Ale także, a może przede wszystkim do zbudowania nowych relacji. Relacji, które dają siłę, wnoszą coś w życie, a nie są płytkimi, często instrumentalnymi kontaktami.


Nie jestem fanką gotowania. Krojenia, siekania i doboru kolorystycznego potraw już tak. Ale ta powieść zabrała mnie w te rejony gastronomiczne, w których chciałabym bywać. Podobnie jak główna bohaterka zaczęłam doceniać proste smaki - ona ryż z masłem i sosem sojowym (już próbowałam, pycha!), a ja przypomniałam sobie, że kiedyś jadłam ciepłe bułki z plasterkami masła i popijałam herbatą miętową (ukochane smaki podstawówki i początków liceum). Do tej pory uwielbiam masło. Dodaje je do przyrządzanych potraw, tak się u mnie w domu robiło. Ale to dzięki książce Asako Yuzuki zastanowiłam się, co mnie w tym produkcie przyciąga. Bo to nie chodzi tylko o smak dzieciństwa. Tu chodzi o konsystencję, zmianę struktury masła pod wpływem ciepła oraz uwalnianiem aromatu i aksamitnej miękkości na języku. Dotarło do mnie także, że czym jestem starsza tym bardziej doceniam smaki przyrządzanych (niekoniecznie przeze mnie) potraw. Że jedzenie staje się przyjemnością, a nie jak kiedyś obowiązkiem do którego zmuszano małego niejadka. Słowo klucz to przyjemność. Jedzenie wywołuje uczucie błogości, i jak z reklamy znanego batonu, bez niego nie jesteś sobą. Najedzeni, zaspokojeni... stajemy się łagodniejsi. Pierwszym krokiem do osiągnięcia tego stanu jest próbowanie najprostszych składników, między innymi tytułowego masła.


Bardzo dobra, wielowymiarowa powieść ukazująca współczesną Japonię oraz miłość do jedzenia, które może łączyć nawet obce sobie osoby. Smakowity kąsek literacki.