A tu jednak niespodzianka. Człowiek zagląda głębiej, przewraca strony i... odkrywa, że na podstawie powieści Alice Hoffman (drugiej części Zasad magii) powstał mój film na chandrę. Nie pozostało mi nic innego jak zabrać się za książkę i poznać kilka zasad magii.
Główni bohaterowie - Franny, Jet i Vincent to rodzeństwo, którym rodzice wyznaczyli sztywne granice. Próbują wywalczyć jakieś zmiany, więcej swobód, nie rozumieją zasad matki. Każde z nich jest inne... Rudowłosa Franny o skórze białej jak mleko jest najstarsza, jest analityczna i bywa uparta. Jet jest nieśmiałą czarnowłosą pięknością. Najmłodszy Vincent jest rozpuszczony i zawsze sprawia kłopoty. Choć tak różni, zawsze się wspierają. I łączy ich tajemnica... potrafią więcej niż zwykli śmiertelnicy.
I choć podczas wakacji poznają swoją ciotkę oraz kuzynkę, dowiadują się więcej o magii... to niestety nie da im się uniknąć rozczarować i uczuciowych zawodów. Czy to klątwa?
Bardzo podoba mi się osadzenie historyczne (tak, wiem... takie skrzywienie). Pojawiają się nie tylko odnośniki do konkretnych wydarzeń z XX wieku, ale także wplecenie historii Marii Owens, założycielki rodu. Kobiety, która pokochała niewłaściwego mężczyznę. Mężczyznę, który ją wykorzystała następnie oskarżył o czary. Subtelnie opisano sytuację kobiet żyjących w 1620 roku. Dodaje to jednak smaczku całej historii.
Cała opowieść jest poprowadzona lekko. Choć pojawiają się w niej wątki historyczne (marginalnie) i magiczne jest pełna nadziei. To dobra obyczajowa powieść na magiczny wieczór z kocem i herbatką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz