Mnie nie straszono. Zresztą czym by mogli? Auta mnie nie interesowały, uwielbiałam Bukę, bacznie rozglądałam się chodząc po lesie by wypatrzeć Przyjaciela Wesołego Diabła i jego wielgachny widelec, no i na koniec... mieszkałam obok cmentarza. Horrory mi nie straszne.
Oj bardzo się myliłam.
Zapraszam Was na Kaszuby, do małej i spokojnej miejscowości Czartyże. Poznajemy tu troje przyjaciół - Kubę, Maję i Sławka. Spędzają wspólnie wakacyjny czas na grze w piłkę, kąpielach, chowaniu się w bazach i odkrywaniu pirackich tajemnic. Pewnego dnia, chłopcy grając w piłkę wykopują ją na posesję zwariowanego sąsiada. Kuba wchodzi działkę, by ją odzyskać... ale wiedziony ciekawością kieruje się w stronę szopy. Szopy, która była tam od zawsze. Zamkniętej na łańcuch. Kuszącej, by odkryć to, co skrywa wewnątrz... Nastolatek znajduje w niej GRUCHOTA. Stare auto, pozbawione kół i silnika. Dostrzega jednak coś. Tajemniczą błyskotkę, a gdy ją zdobywa rani się. Jego mała kropla krwi budzi potwora.
Maciej Lawandowski świetnie wykorzystał oświadczenia z okresu dzieciństwa - dorastanie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych - nieograniczona niczym wolność, gdyż brak było wszechobecnych telefonów z lokalizacją (teraz tak namierzam własne dziecko. Aż mi wstyd), nikt nie wiedział gdzie się chodziło i z kim. Ot wracało się na obiad lub kolację. A czasami gdy zrobiło się ciemno. Byliśmy... Tak byliśmy, bo autor powieści urodził się w roku wydania przez Iron Maiden "Powerslave", a ja w roku wydania kultowej (i mojej najukochańszej) płyty "The Number of the Beast" tegoż zespołu; niezwyciężeni. No przynajmniej we własnym odczuciu. Bo zdarzały się takie osiedlowe Sebixy... Ale byliśmy małymi-dorosłymi, mogliśmy osiągnąć wszystko, dbaliśmy sami o siebie (no i kolegów), nikt nie puszczał pary z ust dorosłym (chyba, że wymagało to interwencji lekarskiej).
Świetnie nakreślone są relacje między przyjaciółmi, pierwsze nastoletnie problemy związane z dojrzałością płciową. Ale także relacje rodzinne - wspólne biesiadowanie, małe tajemnice świata dorosłych zdradzane przy okazji przez gadatliwego członka rodziny. Ale i ten nie idealny obraz rodzin - z problemami, z przemocą i alkoholem. Autor nie wybiela nam przedstawionego świata. nie jest on czarno-biały. Jest taki jak nasz. Dlatego sytuacje, które przeżywają Kuba i jego bliskie osoby, tak mocno na nas działają.
Działają też plastycznie opisane sceny grozy. Czułam te zapachy, ten smród smaru. Słyszałam delikatne skrobanie. Z obawą patrzyłam na własną szafę. Autor wykorzystał "stare" strachy i legendy, by wywołać u czytelników gęsią skórkę. Sprytny zabieg, bo każdy z nas niby coś słyszał, coś tam wie... Ale prawdę odkryjemy dopiero na stronach tej powieści.
A jeśli chodzi o strony powieści - to mają cudowne barwione brzegi, idealnie wpisujące się w mroczny klimat powieści. Sama okładka, twarda i w barwach ciepłych brązów - ochry, sjeny palonej, musztardy oraz zgniłej zieleni przykuwa nasz wzrok. A potem dostrzegamy szczegóły - bezlistne drzewa, starą szopę, nadwyrężoną zębem czasu wołgę oraz plamy czerwieni. Krwi...? Czujemy niepokój, ale i dziecięcą ciekawość, by odkryć co kryją kolejne strony powieści.
Oh, cudownie było powrócić do czasu dzieciństwa, pierwszych przygód i wolności odkrywania świata na własną rękę. Ale, ale... w książce zwycięża dziecięca (nastoletnia) ciekawość. Mnie jej chyba brakowało, bo nie natknęłam się nigdy na starego gruchota trzymanego w szopie.
Na szczęście.
Jeśli lubicie się bać, to powieść idealnie dla Was. A jeśli nie... cóż, on i tak po Was przyjdzie. Mniam, mniam...
Dziękuję wydawnictwu Mięta za egzemplarz do recenzji, który stał się wehikułem czasu i wywołał gęsią skórkę. To moja pierwsza taka publikacja z barwionymi stronami, gdyż zaciekle stawiałam opór przed podążaniem za modą. Ale wiecie, co? Już nie będę taka uparta. Tak się cieszę, że to cudo do mnie trafiło. I jest moje. Moje. MOJE!!! Buahaha ;)
Cudownie wydana książka :)
OdpowiedzUsuńOd razu czuć klimat grozy ;)
Usuń