
Autorka przemierzyła tysiące kilometrów by zebrać materiały i przeprowadzić wywiady. Odwiedziła Zielone Wzgórze, plamę na honorze Kanady - gdzie władze kraju odbierały dzieci rodzicom, zakazywały posługiwać się językiem i wyciągało kulturę Indian z maluchów. Wszystko w ramach "spójności" kulturowej. Na przeciwwadze mamy czas obecny, który przyjął 40 tysięcy syryjskich uchodźców - opis ich przywitania i opieki nad nimi wycisnął mi morze łez. Dziennikarka zwiedziła największe miasta, przeprowadziła ciekawe rozmowy, poznała miks kultur... i słuchała, co mówią mieszkańcy tego kraju.
To nie jest reportaż z wycieczki po Kanadzie. To połączenie podróży po zakamarkach historii oraz współczesnych zagadnień obyczajowych, kulturalnych. Konkretny obraz kraju multikulturowego. Świetnie się czyta. Chwyta za serce, szarpie za wątrobę, wyciska łzy. Ale daje także nadzieję, że nawet z kiepską historią i masą błędów popełnionych w przeszłości, można zbudować państwo opiekuńcze i równe.
Minusem jak dla mnie, jest przy długi rozdział o premierach Pierre i Justinie
Trudeau. Zrobiła się z tego mini-biografia. Sama publikacja porusza różne tematy, jest poszatkowana - to plus i minus takich całościowych reportaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz