Albert Albertson już pojawił się kiedyś na blogu. W poście zbiorowym. Dziś przedstawię jego przeżycia i emocje z ostatnio opublikowanej przez wydawnictwo Zakamarki książki.
A emocji jest sporo. Zaczynamy od tego co miłe - duma i radość, że on Albert wraz z Miką, Wiktorem i innymi dzieciakami z osiedla zbudowali domek na drzewie. I to nie byle jaki... Ich budowla ma masz, flagę, skrzynkę na wiadomości oraz klucz, którym można go zamknąć przed wścibskimi dzieciakami z okolicy.
Pewnego dnia Mika oskarża Alberta, że ukradł klucz. W pierwszym momencie chłopiec myśli, że przyjaciółka żartuje. Nie wierzy w jej złość ani oskarżenia pod swoim adresem. Czuje się nie winny, choć tak do końca nie pamięta co zrobił z kluczem. Dzieci jednak już wydały wyrok - Albert jest złodziejem. Chłopiec czuje smutek, niedowierzanie... Jak Mika, jak inni mogli w to uwierzyć? Zaczyna wątpić w siebie. Waha się. Przestaje być sobą - bo kim jest teraz? Kim się stał po zniknięciu klucza?
Chłopiec czuje się coraz bardziej samotny, wyalienowany. Grupa, jego własna paczka, wypycha go poza margines. Albert sam ze sobą czuje się obco.
Autorka znów świetnie się spisała - świat dzieci przedstawiony jest realnie. Maluchy, tak jak dorośli, bywają bezwzględne w osądach. Nie mają litości. Perfekcyjnie przedstawione są uczucia Alberta - niedowierzanie, że ktoś mógł wziąć go za złodzieja, samotność i zaszczucie przez grupę. Ból, gdy grupa szykanuje chłopca. Bycie sobą, tym konkretnym chłopcem, zostaje zachwiane.
Gunilla Bergstrom ukazał problemy, pełen wachlarz odczuć, ale także zachowania dzieci i ich otoczenie. Nie moralizuje, czy ktoś zrobił dobrze czy źle. Szkicuje nam zachowania grupy i reakcje na nie.
Mądra książka (cała seria zresztą też) po którą warto sięgnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz