Filip mieszka z mamą. To ona zajmuje się domem, synem i jeszcze biegnie do pracy. Zawsze się spieszy. Pogania też dziecko... Szybko, szybko, żebyśmy się nie spóźnili. Ale pewnego dnia mama nie jest mamą. Zaspała, nie pamięta jak się robi śniadanko, a na dodatek zmieniła się w smoka i wylizuje talerze oraz zjada robaczki. Wszystkim zajmuje się Filipek. Chłopczyk budzi mamę, robi kakałko (tak, tak... kakałko) z płatkami na śniadanie, chcę zaprowadzić mamę do szpitala, ale po drodze jeszcze zaglądają w dodatkowe miejsca. To on chroni i broni, dba o wszystko jak dorosły.
Przecudna książka Piji Lindenbaum. Prosta kreska, wiele szczegółów. I co najważniejsze świat widziany oczami dziecka. Mama, która ma gorszy dzień (a może depresję?) zmienia się. Filipek tłumaczy to sobie jak umie. Chce pomóc - szuka lekarza, wyruszają z mamą do szpitala. Dziecko przejmuje odpowiedzialność za dorosłego i samego siebie. Stara się sprostać zadaniom, które stawia życie przed nami, rodzicami.
Autorka po raz kolejny w swych książka porusza dość kontrowersyjne tematy. I uważam, że robi to świetnie. Dzieci łapią to w mig. Masz problem - jesteś chory, zmęczony - możesz reagować inaczej. Może ci się nie chcieć... I nie ma co udawać przed dziećmi, sobą czy światem; zdarza się to każdemu i ważne, żeby mieć wsparcie w najbliższych.
Książka została wydana przed moją miłość w świecie wydawniczym skierowanym do młodego czytelnika - Zakamarki. Przedstawia świat dziecka i jego problemy w sposób typowo skandynawski, szwedzki. To jest ten typ współpracy z dzieckiem jak równym z sobą, który mnie niezmiennie zachwyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz