Nie ukrywam, że interesuje mnie II wojna światowa - historie ludzi, obozy, losy Żydów i innych mniejszości czy dzieci. Ośrodki Lebensbornu zaciekawiły mnie kilka lat temu. Miałam co prawda kilka książek w ręce - ale głównie naukowych. Publikacja Anny Malinowskiej zawiera w sobie to co lubię najbardziej - relację ludzi, którzy doświadczyli zniemczenia, utraty rodziny, a czasami obu. Jak zawirowania historyczne wpłynęły na ich dalsze życie.
Autorka ukazuje w swej publikacji jak działały ośrodki Lebensbornu przed wojną, a jak sam wybuch wojny i decyzje Himmlera wpłynęły na zmianę ich statusu. Poprzez losy dzieci widzimy zmianę instytucji opiekuńczo-wychowawczej w ośrodek "hodowlany", a następnie parającym się porywaniem dzieci z terenów podbitych, okupowanych.
Opowiedziane historie są dramatyczne, mocne do bólu, prawdziwe i bardzo mocno odciskające się w pamięci. To ten typ książki, którą musisz sobie dawkować, żeby cały czas nie płakać. A jednocześnie nie chce się jej odkładać, bo jesteśmy ciekawi każdej indywidualnej historii, losu dziecka.
Wielki plus dla autorki, że przypomniała jeszcze postać prawnika Romana Hrabara, który zapoczątkował poszukiwanie porywanych dzieci, sprawdzał archiwa, czytał tony dokumentów by móc połączyć na nowo rodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz