Wiem, że jestem nudna. Znów II wojna światowa. Tym razem nie pierwszy front, nie obozy, tylko prowincja Francji. Nie jestem specjalnie zainteresowana losami Francuzów podczas "prac" Hitlera nad podporządkowaniem sobie Europy. Ta niechęć dotyczy głównie wycofanej postawy.
Pod presją zachwytów i opowieści nad tym jaki to wspaniały czas ludzie spędzili z tą książką, i ja się ugięłam. Sięgnęłam po tą pozycję.
Głównymi bohaterkami są dwie siostry - Isabelle i Vianne. Różni je wiek, wychowanie, podejście od życia. W 1940 roku, gdy Niemcy wkraczają w granice kraju, młodsza Isabelle dołącza do ruchu oporu. Dla obrony kraju, jest w stanie poświęcić bezpieczeństwo swojej rodziny. Maż Vianne zostaje zmobilizowany na front, a ona sama wraz z dzieckiem jest zmuszona przyjąć pod swój dach niemieckiego oficera. Każda z sióstr inaczej podchodzi do miłości, bezpieczeństwa rodziny, ale każda staje na wysokości zadania. Żadna nie zatraciła człowieczeństwa, empatii i dobroci serca.
Książka została luźno oparta na postaci Andrée de Jongh - bohaterce ruchu oporu. Co dodaje jej autentyczności i dopełnia losy kobiet w niej opisane. Nie będę zdradzać szczegółów fabuły. Odkryjcie ją sami. Podążajcie za bohaterkami i ich wyborami. I dajcie się zaskoczyć zakończeniu.
Miłość pokazuje nam, kim chcemy być. Wojna pokazuje, kim jesteśmy.
Piękne przesłanie. I takie prawdziwe...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz