To kolejna książka Mikołaja Grynberga, po którą sięgnełam. Za każdym razem odkrywam coś nowego w relacjach polsko-żydowskich, właściwie w relacjach międzyludzkich, bez podziału na religię. Proste rozmowy, a mają wielką siłę rażenia.
Tym razem dostajemy cieniutką książeczkę, w której mamy 30 opowieści o losach Żydów. Nie są to długie historie - dwie, trzy strony. Ale nie o ilość słów zawartych w nich chodzi, ale o ich moc. Nie są one ani wesołe, ani smutne... Za to mamy w nich bohaterów, którzy negują swoje pochodzenie, ukrywają się. Mamy też historie drugiego i trzeciego pokolenia, które całkiem inaczej widzi "żydowskość" (o ile istnieje takie słowo). Całość ma formę świadectw ludzi, którzy dzielą się z nami swoimi życiorysami. Ujawnia się tu tęsknota, ból, smutek, ale i strach. Strach przed upublicznieniem pochodzenia żydowskiego. Ale dużo tu także samotności, która jest wynikiem ukrywania się i swojej rodziny.
Książka jest pełna emocji - tych mocnych, które oddziałują na odbiorców. Nie jest łatwo czytać tą pozycję. Często ja zamykałam, rozmyślałam i analizowałam przeczytany fragment. Nie ma tu banalności, ani patosu. Jest za to skondensowana i szczera opowieść o relacjach ludzkich, o relacjach między nami sąsiadami. Między Polakami a Żydami. A właściwie między Polakami, z których jeden odkrywa swoje pochodzenie...
Książka okraszona jest świetnymi fotografiami, w miniaturze. Które nie wyglądają na powiązane z treścią, ale pokazują pustkę, samotność... Korelują z emocjami, którymi przepełnione są opowiadane historie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz