Jane
Charlotte zabiła człowieka. Lekarz ze szpitala psychiatrycznego w Las
Vegas ma za zadanie zbadać jej poczytalność. Zabójstwo wygląda na
irracjonalne, a życiorys trzydziestoparoletniej kobiety – młodzieńczy
bunt, narkomania, przelotne związki i marne posady – nie daje
jednoznacznego obrazu jej zdrowia psychicznego. Jane nie zaprzecza, że
zabiła. Twierdzi jednak, że zrobiła to, bo należy do tajnej
organizacji, walczącej ze złem na świecie. A konkretnie - pracuje dla
Wydziału Usuwania Niereformowalnych Osób. Dla Złych Małp.
Opowieść
Jane Charlotte jest spójna i logiczna, trochę podkoloryzowana na film
klasy B, ciut za dużo efektów, ale nadal mieści się w realności. Gdy
już zaczynamy jej wierzyć, zaczynamy ją nawet lubić, to doktor Vale
wyciąga na światło dzienne parę faktów. I znowu – wydaje się nam, że
wiemy, dlaczego Jane wymyśla sobie świat Złych Małp, od czego ucieka w
szaleństwo. Coraz bardziej wchodzimy w niewiarygodny świat kobiety,
chcemy za wszelką cenę jej wierzyć - że przeciętna osoba z masą
problemów może ratować świat od złych ludzi. Przecież tak bywa w kinie.
Każdy z nas marzy by być kimś więcej niż tylko osobą czytającą o
teoriach spisowych, checemy brać w tym udział! A Jane bierze w tym
udział... Bez głębszego zastanowienia stanęłam po jej stronie.
Powieść Matta Ruffa'a to kawał świetnej literatury skonstruowała jak szwajcarskie zegarki - precyzyjnie i z finezją. I z zaskakującym końcem.
Idę upolować pozostałe książki tego autora.
Recenzja z 2011 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz