poniedziałek, 28 stycznia 2019

Złe małpy - Matt Ruff

Jane Charlotte zabiła człowieka. Lekarz ze szpitala psychiatrycznego w Las Vegas ma za zadanie zbadać jej poczytalność. Zabójstwo wygląda na irracjonalne, a życiorys trzydziestoparoletniej kobiety – młodzieńczy bunt, narkomania, przelotne związki i marne posady – nie daje jednoznacznego obrazu jej zdrowia psychicznego. Jane nie zaprzecza, że zabiła. Twierdzi jednak, że zrobiła to, bo należy do tajnej organizacji, walczącej ze złem na świecie. A konkretnie - pracuje dla Wydziału Usuwania Niereformowalnych Osób. Dla Złych Małp. 
Opowieść Jane Charlotte jest spójna i logiczna, trochę podkoloryzowana na film klasy B, ciut za dużo efektów, ale nadal mieści się w realności. Gdy już zaczynamy jej wierzyć, zaczynamy ją nawet lubić, to doktor Vale wyciąga na światło dzienne parę faktów. I znowu – wydaje się nam, że wiemy, dlaczego Jane wymyśla sobie świat Złych Małp, od czego ucieka w szaleństwo. Coraz bardziej wchodzimy w niewiarygodny świat kobiety, chcemy za wszelką cenę jej  wierzyć - że przeciętna osoba z masą problemów może ratować świat od złych ludzi. Przecież tak bywa w kinie. Każdy z nas marzy by być kimś więcej niż tylko osobą czytającą o teoriach spisowych, checemy brać w tym udział! A Jane bierze w tym udział... Bez głębszego zastanowienia stanęłam po jej stronie.

Powieść Matta Ruffa'a to kawał świetnej literatury skonstruowała jak szwajcarskie zegarki - precyzyjnie i z finezją.
I z zaskakującym końcem.

Idę upolować pozostałe książki tego autora.
 
 
 
Recenzja z 2011 r. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz