Wybieram książki na podstawie różnych kryteriów:
- tytułu,
- autora (czasami),
- pierwszych kilka zdań (ale nigdy nie zaglądam na koniec, lubię niespodzianki),
- obrazka na stronie tytułowej,
- ceny (masowe zakupy u jednej osoby na portalu aukcyjnym Allegro.pl albo korzystnie z promocji - ostatnimi czasu głównie na stronie księgarni Matras.pl).
Skrzydlak już na wstępie mnie zaciekawił tytułem, potem obrazkiem i ceną.
A
gdy już dotarł z księgarni w moje ręce, to wpadłam po uszy. Tak to
lubię - wziąć książkę w ręce i dać się wciągnąć w treść, tak by
zapomnieć o otaczającym świecie. Udało się - byłam pod drzewem obok
remontowanego domu głównego bohatera i wszystko obserwowałam; a nawet
przeżywałam razem z nim. Dobrze, że Adaś w tym czasie spał.
Michael przeprowadza się do nowego domu, który wymaga wiele napraw. W międzyczasie zbyt wcześnie na świat przychodzi jego mala siostrzyczka orz poznaje dziewczynę z sąsiedztwa. Chłopiec odkrywa też Osobę - starszego mężczyznę oblepionego pajęczynami, który mieszka na posesji jego rodziców.
Fabuła wydaje się prosta. Język książki nie jest wyszukany - zwykły, prosty, sposób opowiadania skierowany głównie do młodego czytelnika.
Książka ma jednak to coś, co wciąga nas w jej świat.
Mocno się powstrzymuję, żeby nie ujawnić szczegółów... Powiem (właściwie napiszę), że już wiem po co nam łopatki.
Oprócz tego, że książka już umościła się na jednym z moich regałów, zakupię następną i podaruję.
Bo dobrymi opowieściami warto się dzielić.
Recenzja z 2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz